Zaopatrzeni w permity możemy wreszcie wyruszyć w kierunku Spiti. Spiti jest doliną, jej nazwa oznacza „ziemię pośrodku” – rozdziela Indie i Tybet. Jest najmniej zaludnioną częścią Indii.
Początkowo jedziemy wciąż wzdłuż koryta rzeki Sutlej, a mijane krajobrazy nie różnią się specjalnie od tego, co widzieliśmy na drodze do Reckong Peo. Następnie docieramy do miejsca, gdzie rzeka Spiti wpływa do Sutlej i tam pejzaż się zmienia. Wąską dolinę zastępują rozległe, pustynne przestrzenie z widocznymi na horyzoncie ośnieżonymi szczytami Himalajów.
Mijamy Nako – pierwszą osadę z typowo tybetańską zabudową. Na wzgórzu widać skupisko domów; większość z nich jest pomalowanych na biało z kolorowymi obramowaniami wokół okien i szeroką linią w kolorze terakoty przy krawędzi stropu. Na dachach leżą porozkładane sterty słomy (tak przechowuje się karmę dla zwierząt, równocześnie ocieplając dom). Wokół zabudowań łopoczą buddyjskie flagi. W głębi wioski kryje się zabytkowy klasztor nad niewielkim jeziorem uważanym za święte, z drogi jest jednak niewidoczny.
Tabo
Robi się wysoko, coraz wyżej. Dojeżdżamy do Tabo.
Tabo jest jak mała oaza wśród pustynnych wzgórz: kwitną drzewa owocowe, zielenią się pola obsiane młodym zbożem. Nad nimi widać ośnieżone szczyty.
Rano idziemy obejrzeć klasztor – jeden z najstarszych w całych Himalajach. Ma ponad 1000 lat, został założony w 996 r. W przeciwieństwie do innych gomp ulokowany jest w dolinie, nie na wzniesieniu. Wewnątrz zbudowanych z gliny budynków o surowych, geometrycznych bryłach znajdują się wspaniale zachowane przepiękne freski. Wnętrza świątyń są ciemne, malowidła ogląda się je korzystając z latarki. Nie można tam robić zdjęć. W obrębie kompleksu klasztornego znajdują się liczne stupy, niektóre są dekorowane płaskorzeźbami.
Wspinamy się na wzgórza obejrzeć jaskinie służące mnichom jako sale spotkań i cele do medytacji. Niektóre z nich są podobno wykorzystywane do dzisiaj – wywieszona flaga przy wejściu ma oznaczać, że właśnie ktoś tam medytuje.
Po południu wsiadamy do zatłoczonego autobusu i jedziemy dalej w kierunku Kazy. Widoki są hipnotyzujące. Dolina Spiti zmienia się dynamicznie, co jakiś czas pojawiają się formacje skalne nieco przypominające turecką Kapadocję. Co chwila też mijamy miejsca kultu: ułożone z kamieni kopce modlitewne, kamienie i skały „Mani”* – ozdobione tekstami mantr.
*”Om mani padme hu” to mantra bodhisattwy współczucia Awalokiteśwary, za którego reinkarnację uważany jest współczesny dalajlama. Dla buddystów przejście obok kamienia z taką inskrypcją z właściwej strony równoważne jest z odmówieniem modlitwy, podobnie jak obrócenie modlitewnego młynka.
Dojeżdżamy do Kazy, która jest dla nas bazą do zwiedzania kolejnych klasztorów.
Dhankar Gompa
Położony wśród skał na wysokości 3894 m npm klasztor był w XVII wieku siedzibą władców Spiti. Zamieszkujący go mnisi twierdzą, że może być jeszcze starszy niż Tabo, nie są jednak w stanie przedstawić na to wiarygodnych dowodów i ostatecznie przyjmuje się, że klasztor powstał w XII wieku. Wewnątrz obejrzeć można główną salę modlitewną i groty medytacyjne. Mnisi pokazują również pokój, w którym spał dalajlama podczas swojej wizyty w Spiti. Klasztor jest w grupie 100 najbardziej zagrożonych zabytków na świecie, ze względu na kruchość skał na których został ulokowany.
Ki Gompa
Znajduje się na wysokości 4200 m nmp i jest największym klasztorem w Dolinie Spiti. Przebywa w nim około 300 mnichów. Powstał w XI wieku, jednak wielokrotnie ulegał zniszczeniom podczas wojen i najazdów, a także pożarów i trzęsień ziemi. Na ścianach zachowały się freski z XVII wieku, obejrzeć też można sale modlitw i ekspozycję masek używanych przez mnichów podczas festiwali religijnych i obchodów Losar (Tybetańskiego Nowego Roku). Ze względu na wysokość na jakiej znajduje się gompa mnisi częstują odwiedzających herbatą, która ma złagodzić objawy choroby wysokościowej. Prowadzą też hostel, którego goście mogą towarzyszyć im w obrzędach i spożywać potrawy przyrządzane w klasztornej kuchni.
Po 2 dniach zwiedzania wyjechaliśmy z Kazy. Trasa w kierunku Manali wciąż była zamknięta, musieliśmy więc wracać tą samą drogą, którą przyjechaliśmy. Tym razem korzystaliśmy z „dzielonego” jeepa, więc podróż była szybsza i wygodniejsza. Po kilkunastu godzinach dotarliśmy do Rampur w stanie Uttar Pradesh, a następnego dnia ruszyliśmy w kierunku Rishikeshu.
Dolina Spiti praktycznie (maj 2017):
- Do Doliny Spiti jechaliśmy z autobusem publicznym z Reckong Peo (są dwa kursy dziennie, autobusy dojeżdżają do Kazy)
- Tabo – odradzamy Hotel Dragon Den (polecany przez Lonely Planet), był to najdroższy nocleg w ciągu 3 tygodni pobytu w Indiach, nie jest wart swojej ceny, w dodatku obsługa usiłuje naciągać na dodatkowe koszta przynosząc do pokoju nie zamawiane jedzenie i napoje
- W Tabo tanio i smacznie można zjeść w restauracji przy klasztorze
- W Kazie – za 600 rupii z dwójkę spaliśmy w przyjemnym hotelu w górnej części osady (okolice mostu – vis a vis Old Monk Hotel), pokoje z balkonami i widokiem na rzekę, ciepła woda, nocleg znaleziony bez uprzedniej rezerwacji
- Podczas pobytu w Kazie doświadczyliśmy kilkunastogodzinnej przerwy w dostawie prądu, być może było to spowodowane niskim stanem wody w rzece
- Za objazd taksówką klasztorów w rejonie Kazy (Dhankar i Kee) zapłaciliśmy 500 rupii
- Powrót do Rampur: shared taxi kosztowało 500 rupii za osobę