Jakieś osiem miesięcy wcześniej siedzieliśmy sobie na balkonie hotelu na Rodos i popijając wino narzekaliśmy na tłumy przelewające się przez wyspę. Zmęczyło nas (nota bene przepiękne) Lindos, na którego ulicach trzeba przeciskać się bardziej niż przy wejściu do tramwaju w godzinach szczytu i Rodos, gdzie czujesz się dosłownie zaszczuty przez knajpianych i sklepowych naganiaczy. Nie tego szukaliśmy. Zatęskniliśmy do spokojnej Grecji. Padło hasło: Peloponez – ziemia nieodkryta. Zaraz potem plan: półwysep Mani, tereny starożytnej Arkadii i Mistra w Sparcie.
Mamy 6 dni. Czerwcowy przedłużony weekend. Jedziemy do Modlina, wsiadamy w samolot taniego przewoźnika i po niecałych 3 godzinach jesteśmy w Atenach. Na lotnisku odbieramy samochód i udajemy się do Koryntu, gdzie zarezerwowaliśmy pierwszy nocleg.
Mistra
Następnego dnia jesteśmy w Mistrze, położonej w rejonie starożytnej Sparty, na zboczach gór Tajget.
Mimo swoich niewielkich rozmiarów Mistra stanowi najlepiej na świecie zachowany przykład miasta bizantyńskiego a jej kościoły kryją w swoich wnętrzach unikalne freski, które zawsze chciałam zobaczyć.
Mistra powstała w początkach XIII wieku jako warowna twierdza, która po pewnym czasie stała się również ośrodkiem kulturalnym, intelektualnym i artystycznym. Jej czas świetności przypadł na XIV i XV wiek, kiedy miastem rządziła dynastia Paleologów. Paleologowie byli mecenasami sztuki, a w Mistrze tworzyli najlepsi artyści sprowadzani z Konstantynopola. Od 1460 rozpoczęła się historia upadku miasta: najpierw był to najazd Turków, potem Wenecjan i podpalenie przez Albańczyków. Ostatecznie w 1825 Mistra została kompletnie opuszczona, a jej mury częściowo rozebrane i wykorzystane jako budulec dla sąsiadującej współczesnej Sparty.
Tak! W Mistrze jest cisza i jest spokój. Ze zbocza roztacza się efektowny widok na okoliczne wzgórza, pachnie grecką wiosną. Przez kilka godzin spacerujemy wśród ruin, po kolei wchodząc do rozrzuconych na zboczu kościołów.
Większość odwiedzających ogranicza się tylko do obejrzenia położonej najniżej katedry Mitropolis (XIII wiek, najstarsza świątynia miasta), sąsiadującego z nią muzeum, ewentualnie klasztoru Pantanassa – jedynego użytkowanego budynku w całym mieście, zamieszkanego przez kilka mniszek. Zwiedzając kompleks w godzinach popołudniowych czuliśmy się tam właściwie sami.
Największe wrażenie robi na nas kościół Hodegetria* (nazywany też Aphendiko).
* Bizantyńczycy mieli obsesję na punkcie władzy, która była przez nich postrzegana jako uświęcona przez Boga. Narzędziem podkreślania jej mocy i nadprzyrodzonego charakteru była architektura, sztuka i rozbudowane, teatralne ceremonie o charakterze religijnym i państwowym.
Oficjalną ikoną Bizancjum, którą umieszczano na dziobach statków wojennych była Hodegetria (Przewodniczka). Matka Boska przedstawiana według tego kanonu prezentuje swoją wyprostowaną, oficjalną postawą świętość i dostojność władzy cesarskiej, z kolei Chrystus przedstawiany jest tu z twarzą dojrzałego, poważnego człowieka, który trzyma dłoń na księdze Ewangelii lub zwoju z jej rękopisem. Hodegerią jest też częstochowska ikona czczona przez polskich katolików.
Kościół pochodzący z początków XIV wieku zbudowany jest na planie krzyża greckiego z pięcioma kolumnami. Natomiast wewnątrz jest trójnawową bazyliką, której górną część obiega galeria.
Ta forma architektoniczna została zaimportowana ze świątyń Konstantynopola i spodobała się na tyle, że stała się prototypem bizantyńskiego stylu Mistra. Na jej wzór przebudowano katedrę Mitroplis i wybudowano wiele nowych świątyń.
We wnętrzu kościoła dobrze zachowały się freski, które niegdyś zostały zakryte położoną przez Turków grubą warstwą tynku. Podziałał on jako warstwa ochronna, skutkiem czego polichromie uniknęły poważniejszych uszkodzeń.
Polichromie w Hodegetrii, mimo iż pozostają w zgodzie z kanonami ikonografii bizantyjskiej, charakteryzuje dynamiczna kompozycja i odwaga w łączeniu nasyconych kolorów i wykorzystywaniu światłocienia.
Freski z narteksu (przedsionka) przedstawiają ikoniczny wzorzec Marii „źródła życia”. Jej postać wyłania się z tryskającego źródła. Wokół głównego wyobrażenia przedstawione są inne cuda związane z uzdrawiającą mocą wody. Ten motyw został zaczerpnięty z bizantyńskiej legendy o rzymskim żołnierzu, który przechodząc obok źródła usłyszał tajemniczy głos, wkrótce po tym zaczął dokonywać cudów uzdrowień, oczywiście w niedługim czasie został cesarzem i w miejscu zdarzenia wybudował kościół.
Monemvasia
Wieczór i noc spędzamy w Monemvasii. Lokalizacja miasta jest wręcz surrealistyczna. Znajduje się ono na samotnej skale wystającej z morza, która niegdyś była częścią Peloponezu. Oderwała się od niego w wyniku trzęsienia ziemi w IV. Miasto łączy z lądem wąska grobla, która zastąpiła stare drewniane mosty.
W średniowieczu Monemvasia była wielkim bizantyńskim miastem, jeszcze większym niż Mistra. W czasach największej świetności liczba jej mieszkańców dochodziła do pięćdziesięciu tysięcy. Było w niej około 800 domów i 40 kościołów. Swoje siedziby miały tam arystokratyczne rody, a miasto licznie odwiedzali kupcy, dla których było przystankiem na drodze morskiej do Konstantynopola.
Małmazja – wino produkowane ze szczepów rosnących w okolicy było słynne na cały ówczesny świat. Pisał o nim nawet Szekspir. Stało się tak za sprawą za sprawą Wenecjan, którzy na pewien czas podbili Monemvasię w XIII wieku. Zachwycili się oni winem do tego stopnia, że sprowadzili winorośl najpierw na Kretę, a następnie w okolice Wenecji, skąd wkrótce rozprzestrzeniła się ona na inne obszary basenu morza Śródziemnego.
Najazd Turków w 1560 roku zapoczątkował upadek miasta. Na początku XIX wieku za sprawą powstania przeciwko tureckiemu imperium Monemvasia wróciła do Grecji. Jednak po otwarciu kanału korynckiego port na wyspie stracił swoje znaczenie. Miasto się wyludniło i zaczęło popadać w ruinę.
W dolnej części Monemvasii mieszka teraz zaledwie kilkadziesiąt osób. W okolicy niewiarygodnie wąskiej bramy wjazdowej funkcjonuje kilka sklepików i tawern, prowadzonych przez mieszkańców przeciwległej wioski. Sporo budynków jest odrestaurowanych, wśród nich są domy okalające główny plac i katedra z XIII wieku.
Górne miasto, usadowione na szczycie skały niegdyś liczyło więcej mieszkańców niż dolna część. Teraz jest kompletnie opuszczone. Wśród jego ruin znajduje się cytadela, pozostałości pałaców bizantyńskich rodów i kościół Agia Sophia.
Półwysep Mani
Wjeżdżamy na skaliste wybrzeża półwyspu Mani. To część Peloponezu, która zawsze pozostawała w dużej izolacji od reszty kraju. Jej mieszkańcy – waleczni i niepokorni rządzili się tu tylko własnymi prawami. Nie dali się podbić ani Rzymianom ani nawet Turkom, którzy byli zmuszeni przyznać im autonomię. Na chrześcijaństwo byli również dość odporni, przyjęło się ono tu dopiero w średniowieczu. W doskonałych relacjach byli za to z piratami, dla których rejon półwyspu zawsze stanowił ważne zaplecze.
Manijczycy tworzyli społeczność opartą na systemie rodów – klanów, które nieustannie toczyły ze sobą walki. Odzwierciedleniem tych relacji stała się architektura – mieszkalne wieże obronne, przypominające te, które zobaczyć można w Swanetii na Kaukazie.
Arkadia
Opuszczamy Półwysep Mani i kierujemy się w stronę Arkadii. Jej krajobrazy zainspirowały powstanie w kulturze europejskiej określenia „arkadyjski”, czyli rajski i sielankowy. To kraina zielonych dolin i stromych gór. Na ich zboczach porośniętych sosnowymi lasami usadowiono „wiszące” monastery i malownicze wioski z kamienną zabudową. Zachowały się też ruiny starożytnych miast (Megalopolis, Gortis).
Wśród ciszy arkadyjskich gór i wąwozów słychać tylko odległe dzwonki wędrujących stad kóz i owiec. Istnieje jeszcze spokojna Grecja, tyle, że trochę trzeba jej poszukać…
Peloponez praktycznie (czerwiec 2016):
- za bilet powrotny Ryanair z Modlina do Aten płaciliśmy 380 zł od osoby,
- samochód: po raz trzeci skorzystaliśmy z polskiego pośrednika Autoway. Ceny za wynajem auta w Atenach są sporo wyższe niż na wyspach. Nie było też możliwości wykupienia dodatkowego ubezpieczenia na szyby i opony oraz zniesienia udziału własnego. Za 7 dni z dostawą samochodu na lotnisko w godzinach nocnych zapłaciliśmy 280 euro,
- noclegi – średnio około 25-30 euro, bez uprzednich rezerwacji było zawsze taniej,
- podczas zwiedzania greckich klasztorów wymagany jest strój zakrywający nogi i ramiona, zdarza się, że kobiety nawet w długich spodniach nie są wpuszczane, więc warto zabrać sukienkę lub spódnicę,
- bilet wstępu do Mistry kosztuje 12 euro.