Chwila jazdy tuk-tukiem przez chaotyczne centrum i docieramy do hotelu. Wchodzimy na piętro niecierpliwie wypatrując. Tak, już ją widać. Spoza linii niezdarnie zestawionych ze sobą domów wyłania się błękitna wieża pokryta ażurową plątaniną dekoracji.
VII-wieczna świątynia Meenakshi Amman w Maduraju jest uznawana za jedno z największych osiągnięć architektury sakralnej Indii. Poświęcono ją Minakszi – jednemu z wcieleń Parwati. Przydomek bogini – rybiooka jest odwołaniem do tamilskiej poezji, która idealny kształt kobiecych oczu porównuje właśnie do ryb. Minakszi jest symbolem kobiecej siły, miłości i płodności. Małżeństwa zawarte w jej świątyni mają cieszyć się szczęściem, długowiecznością i licznym potomstwem.
Świątynia zbudowana jest w stylu drawidyjskim, charakterystycznym dla Tamilnadu. Wchodzi się do niej przez cztery wysokie wieże – bramy (gopury) skierowane na wszystkie strony świata. Pokryte są one niewyobrażalną ilością rzeźb przedstawiających bogów, ludzi, demony i zwierzęta. Misterna plątanina postaci i ornamentów wypełnia elewację co do milimetra. Rzeźby są pomalowane na intensywne kolory, przeważają odcienie turkusu, błękitu i szmaragdu.
Ciekawość jest silniejsza od zmęczenia i mimo południowego upału wychodzimy na zewnątrz. Ulicami otaczającymi świątynię przelewają się tłumy ludzi. Wokół mnóstwo sklepów i straganów z jedzeniem, słodyczami, dewocjonaliami i różnorodnym badziewiem. Jestem fanką indyjskiego kiczu, ale to, co można tam nabyć nawet dla mnie było zbyt tandetne, chociaż ceny niewątpliwie zachęcały.
Po przejściu kontroli i przebiciu się przez tłum udaje nam się dostać do środka. Jako cudzoziemcy nie możemy obejrzeć wszystkich części świątyni, dostępnych tylko dla hinduistów. Nie wolno też robić zdjęć aparatem, użycie telefonu jest dopuszczalne (za opłatą).
W mrocznym wnętrzu widać kolejne kramy, w zasadzie świątynia podobnie jak tereny dookoła to jeden wielki bazar, tłoczny i gwarny od wczesnego ranka po późne godziny nocne.
Zwierzęta przy świątyniach
Kiedy oglądamy Salę Tysiąca Kolumn, od strony dziedzińca wśród głośnych dźwięków trąb nadchodzi procesja. W jej centrum kroczy słoń. Jest obwieszony dzwoneczkami i innymi ozdobami, na czole i uszach ma namalowane kolorowe wzory a na nogach nosi ciężkie łańcuchy.
Na szczęście to jedyny taki słoń jakiego widzieliśmy. Te zwierzęta uważane z wcielenie boga Ganeszy kiedyś trzymano przy wszystkich większych czy ważniejszych świątyniach. Przez cały dzień musiały „błogosławić” wiernych dotykając ich trąbą, za co pobierano drobne opłaty. Podczas świąt i festiwali słonie zmuszano do wielogodzinnego chodzenia po rozgrzanym podłożu, wśród hałasu orkiestr i petard. Ich łańcuchy bywały tak ciasne, że powodowały niegojące się rany. Zwierzęta bywały bite i głodzone, młode osobniki nierzadko były nielegalnie odławiane spośród stad żyjących na wolności.
Kilkukrotnie dochodziło do ataków zdesperowanych słoni na świętujący tłum. Zdarzało się, że były ofiary śmiertelne. Takie wydarzenia i dokumentalny film indyjskiej dziennikarki z Toronto Sangity Iyer Gods in Shackles (Bogowie w kajdanach) zwróciły uwagę na okrucieństwo jakiemu poddawano zwierzęta uważane za święte. Spora część słoni została przeniesiona do ośrodków opieki nad zwierzętami, gdzie mają zapewniony spokój i opiekę weterynaryjną.
Innym przejawem znęcania się nad zwierzętami uważanymi za święte było trzymanie na terenie świątyni w Maduraju około 600 papug, które uczono powtarzania słowa „Minakszi”. Ptaki zostały uwolnione, niestety ogromna liczba z nich nie przeżyła stresu związanego z odłowieniem z klatki, nie były też odpowiednio przygotowane do życia na wolności.
Jedzenie w Maduraju
Okolice świątyni w Maduraju są strefą wegetariańską. Tłumy pielgrzymów mogą żywić się w wielu tanich lokalach. Za 70 rupii dostajemy pyszne thali podane według tamilskich i keralskich zwyczajów na liściu bananowca. Nieograniczona ilość dokładek oczywiście w cenie. Maduraj słynie również z lodowego deseru jigarthanda (co znaczy „zimne serce”) o oryginalnej lokalnej recepturze i konsystencji shake’a.
Świątynia Minakszi w Maduraju praktycznie:
- świątynia otwarta jest codziennie od 5 rano do 12:30 w południe i od 16:00 do 21:30,
- bilety kosztują 50 rupii, osobno płatny jest wstęp do muzeum w Sali Tysiąca Kolumn (5 rupii),
- za 50 rupii można wewnątrz robić zdjęcia telefonem,
- kontrole przy wejściu są uciążliwe i czasochłonne. Nie warto brać ze sobą aparatu, bo i tak nie można go używać, a do depozytu jest spora kolejka, posiadanie torebki czy plecaka wiąże się z koniecznością stania w jeszcze innej kolejce do prześwietlenia, buty koniecznie trzeba zostawić w szatni (następna oddzielna kolejka),
- jak we wszystkich świątyniach obowiązuje skromny ubiór, czyli zakryte nogi, ramiona i dekolt.