Niestety nie można tak po prostu kupić biletu na pociąg czy samolot do Lhasy. Aby dopełnić wszystkich formalności podróż do Tybetańskiego Regionu Autonomicznego trzeba zaplanować nie później niż 2 miesiące przed jej rozpoczęciem.
Etap 1 – chińska wiza
Ponieważ w Poznaniu nie ma konsulatu, skorzystaliśmy z usług pośrednika wizaserwis.pl. Zajęło to około 2 tygodni (trafiliśmy na przerwę świąteczną). Formularz wizowy jest dość krótki i nie zawiera żadnych zabawnych pytań typu dziadek z Pakistanu we wniosku o indyjską e-wizę.
Koniecznym warunkiem otrzymania wizy są rezerwacje hoteli i biletów lotniczych. Mimo, że uzyskanie wizy turystycznej do Chin jest raczej formalnością to istotne jest, żeby ubiegając się o nią nie wymieniać Tybetu, jako celu wizyty, gdyż może to przesądzić o odrzuceniu wniosku. Tu również skorzystaliśmy z pomocy pośrednika wizowego, gdyż wykupione przez nas bilety powrotne z Lhasy do Kathmandu demaskowały nasze plany, więc nie nadawały się do załączenia do wniosku.
Etap 2 – wybór biura podróży
Cudzoziemcy nie mogą indywidualnie podróżować po Tybecie. Jedyną opcją zwiedzania regionu jest wykupienie wycieczki w lokalnym biurze. Do wyboru są wyjazdy indywidualne i grupowe. Wersją budżetową, na jaką zdecydowaliśmy się są grupy typu join-in. Wybraliśmy agencję Explore Tibet z Lhasy https://www.exploretibet.com prowadzoną wyłącznie przez Tybetańczyków. Nasza wycieczka nazywała się 6 Days Cultural Experiences i kosztowała 720 dolarów od osoby niezależnie od wielkości grupy. W cenie był transport, noclegi ze śniadaniem, przewodnik, wstępy do obiektów i wszystkie niezbędne pozwolenia. Pieniądze dla agencji przelewaliśmy przez PayPala w 2 ratach (całość kwoty musiała być zapłacona 2 tygodnie przed rozpoczęciem imprezy).
Etap 3 – zakup biletów na pociąg
Za dojazd Pekinu do Lhasy musieliśmy zapłacić oddzielnie. Bilet w klasie soft sleeper (4 łózka w przedziale) kosztował 234 dolary. Ponieważ nie ma możliwości bezpośredniego zakupu biletu na chiński pociąg, skorzystaliśmy z również pośrednictwa Explore Tibet.
Miejsca soft i hard sleeper w pociągu do Lhasy rozchodzą się w ciągu pierwszych minut od momentu rozpoczęcia sprzedaży (miesiąc przed terminem). Nikt nie jest w stanie zagwarantować że na 100% uda się je kupić. Na wszelki wypadek rozważaliśmy opcję zakupu przelotu do Xining i kontynuowania podroży pociągiem dopiero z tego miasta. Jest tam więcej połączeń niż z Pekinu a 20 godzin podróży w najgorszym wypadku da się przeżyć w klasie hard seats. Na szczęście agencja stanęła na wysokości zadania i udało się zarezerwować bilety z Pekinu.
Etap 4 – pozwolenia na podróżowanie po Tybecie
Tu wszystko załatwia za nas agencja. Bez permitu nie wsiądziemy do pociągu czy samolotu do Lhasy. W przypadku podróży pociągiem wystarczy kopia pozwolenia wydrukowana z maila, decydując się na lot trzeba mieć oryginał (agencje przesyłają go na adres hotelu w Chinach). Podstawowy permit upoważnia tylko do pobytu w Lhasie, do podróży w inne regiony TRA np. do Shigatse czy w rejony Everest Base Camp potrzebne są odrębne pozwolenia.
Prowincje Kham i Amdo nie włączone w rejon Tybetańskiego Regionu Autonomicznego można zwiedzać indywidualnie i bez permitów, wyłączne na podstawie posiadanej wizy.
Explore Tibet – opinia o agencji
Plusy:
Najważniejsze: wszystko poszło zgodnie z planem, a wycieczka kosztowała dokładnie tyle, ile w informacji zamieszczonej na stronie i w kontrakcie (wcześniej czytałam, że zdarzało się, że po przyjeździe na miejsce agencje zmieniały cenę na dużo wyższą tłumacząc się mniejszą ilością uczestników imprezy, nic takiego tu nie miało miejsca). Kontakt z firmą był bez zarzutu, na każdego maila dostawałam szybką i wyczerpującą odpowiedź, a potwierdzenia przelanych środków otrzymywałam natychmiast.
Dodatkowo:
- dobre hotele w trakcie trwania imprezy (zwłaszcza przypadł mi do gustu Tashitage w Lhasie ze stylowym wystrojem i atrakcyjną lokalizacją w pobliżu Barkhor Street i Jokhang Temple), śniadania wystarczające, zawsze była kawa, często niemożliwa do dostania w hotelach w Azji,
- samochód podczas objazdów był wygodny i dobrze utrzymany,
- przewodnik o imieniu Namgyal (2 i 4 dzień objazdu) był elokwentny i posiadał dużą wiedzę, którą potrafił przekazać.
Minusy:
Największym minusem wszystkich wycieczek do Tybetu jest fakt, że są absurdalnie drogie. Firmy wykorzystują zakaz indywidualnego zwiedzania regionu dla turystów spoza Chin dyktując wysokie ceny. Nie jest to zarzut wyłącznie dotyczący Explore Tibet, gdyż ich oferta była i tak najkorzystniejsza.
Dodatkowo:
- pierwszy i ostatni dzień wycieczki określanej jako 6 dniowa to tylko transfer z/na lotnisko/dworzec, czyli de facto na zwiedzanie pozostają 4 dni,
- drugiego i trzeciego dnia podróży trafił się nam fatalny przewodnik: leniwy młodzieniec o chmurnym obliczu, używający angielskiego imienia Rooney. Migał się od realizacji programu, trzeba było go stale pilnować i upominać się o swoje. Szczytem bezczelności z jego strony była próba okłamania nas, że w związku z lokalnym świętem nie możliwości zwiedzania Kumbum w Gyantse. Zwiedzanie Kumbum okazało się najmocniejszym punktem całej wycieczki, unikalnym doświadczeniem obserwacji świętujących i modlących się Tybetańczyków w otoczeniu wspaniałej architektury (jedyna tego typu budowla w Tybecie). Szlag mnie trafia, kiedy pomyślę, że ktoś z powodu swojego lenistwa usiłował nas tego pozbawić.
- mimo zakontraktowanych 2 terminów transferu na lotnisko, wszyscy musieliśmy jechać o jednej godzinie, przez co niepotrzebnie musieliśmy zrywać się o świcie i spędzać długie godziny na lotnisku w Lhasie.
Czy było warto?
Tak! Wybierając się do Tybetu porównywałam go do odwiedzonych wcześniej Ladakhu i Spiti w Indiach. Mimo oczywistych podobieństw Tybet oferuje jednak specyficzne, unikalne wrażenia. Tybet to niekończące się bezludne przestrzenie na których pasą się stada zwierząt, jeziora o turkusowej wodzie i szerokie doliny wartko płynących rzek. To przyroda traktowana jako sacrum, znaczona tysiącami flag modlitewnych, inskrypcjami świętych tekstów na skałach, pracowicie układanymi murami i stożkami kamieni. Monumentalna architektura Potali i Shigatse, z którego widać szczyty Himalajów. I przede wszystkim malowniczy mieszkańcy, którzy mimo burzliwej historii, skomplikowanej sytuacji politycznej regionu, napierającej komercjalizacji i technicyzacji życia niezmiennie kultywują swoje zwyczaje.
Czy można to lepiej zorganizować?
Ze względów finansowych braliśmy udział w zwiedzaniu grupowym (grupa typu join-in licząca 7 osób). Formuła prywatnego objazdu, w którym mając do dyspozycji przewodnika i kierowcę sami układamy program i przeznaczamy na zwiedzanie tyle czasu, ile sami chcemy jest z pewnością bardziej atrakcyjna. Przy 2 osobach jest to kompletnie nieopłacalalne, natomiast przy 4-6 uczestnikach różnica ceny między wycieczką grupową a prywatną robi się dużo mniejsza. Być może, biorąc pod uwagę komfort zwiedzania jest to warte rozważenia.