Czyli odpowiedzi na pytania, jakie zadawałam sobie przed podróżą.
Pytanie pierwsze – najważniejsze: Czy nie można nigdzie ruszyć się bez przewodnika?
Zastanawiałam się jak wygląda zwiedzanie Bhutanu w ramach prywatnej grupy z przewodnikiem, bo na przykład w Tybecie mogliśmy sami chodzić po Lhasie i Shigatse w czasie wolnym, czyli popołudniami i wieczorem. W Bhutanie w zasadzie było podobnie: mieliśmy możliwość swobodnych spacerów, jednak praktycznie z niej nie korzystaliśmy. Na przełomie października i listopada noce robiły się chłodne, zmrok zapadał już wcześnie a realizowany program był na tyle intensywny, że nie odczuwaliśmy potrzeby dalszych eksploracji i woleliśmy odpocząć i zregenerować się przed kolejnym dniem zwiedzania. Posiłki jedliśmy zawsze sami, nasz przewodnik i kierowca spożywali je gdzieś indziej. Ich pokoje również były w innej części obiektów.
Obawiałam się, że po latach samodzielnych podróży taki sposób zwiedzania sprawi, że będziemy czuli się ograniczeni i skrępowani. Tak jednak nie było. W dużej mierze było to zasługą naszego przewodnika, który jest bardzo otwartym, komunikatywnym i serdecznym człowiekiem. Ilość i adekwatność uzyskanych od niego informacji naprawdę trudno by było zrównoważyć, czytając tylko książki i przeglądając internet. Akurat w Bhutanie (podobnie jak i w Tybecie) warto mieć obok siebie kogoś, kto wytłumaczy wszelkie zawiłości i odpowie na nasuwające się pytania. Bo kultura i religijność tybetańska to fascynujące zarówno intelektualnie jak i estetycznie obszary. Są jednak tak rozległe i złożone, że dla osób z kręgu kultury europejskiej nawet wieloletnie studia pozwalają tylko zbliżyć się do tematu. Namiary na Ugyena i jego firmę znajdziecie tu.
2. Jak poruszać się po Bhutanie?
Czy widzieliście film „Podróżnicy i magowie” bhutańskiego reżysera i lamy Khyentse Norbu? Jeżeli nie to polecam.
Bohaterowie tego obrazu, którym uciekł autobus spędzają całą noc siedząc przy ognisku rozpalonym tuż przy szosie. Wam to nie grozi. Komunikacja publiczna w Bhutanie jest bardzo słaba, a poza tym i tak turyści nie mogą z niej korzystać. Muszą mieć swój transport. Agencje turystyczne dysponują własnymi samochodami (są to wygodne vany albo duże suwy), z reguły nowe i dobrze utrzymane.
3. Czy dużo się chodzi?
Nawet jeśli nie chcesz robić dłuższego trekkingu to zwiedzanie Bhutanu wiąże się z pieszymi wycieczkami. To nie indyjskie Himalaje, gdzie pod wiele klasztorów można podjechać jeepem albo nawet zwykłą taksówką. W Bhutanie często trzeba wspiąć się na jakąś górkę lub pokonać pewien odcinek pieszo. Są to łatwe i przyjemne trasy. Bardzo mi się to podobało, widoki były wspaniałe, a powietrze czyste jak nigdzie na świecie.
4. Jak wyglądają noclegi?
Spaliśmy w standardowych 3 gwiazdkowych hotelach. Na tle noclegów w innych państwach na całym świecie te w Bhutanie wyróżniały się in plus wielkością pokoi – wszędzie były bardzo duże. Zazwyczaj mieliśmy piękny widok z okien (o co w Bhutanie nie trudno). Było też bardzo czysto. Zawsze w pokoju był czajnik elektryczny oraz herbata i kawa (azjatyckie porcje tej ostatniej są bardzo skromne, więc warto zabrać swoją). W większości obiektów także suszarka do włosów. Wifi było wszędzie, choć kilka razy zdarzyło się, że do naszego pokoju nie dochodziło.
Nie były to nie wiadomo jakie luksusy, ale przede wszystkim te hotele były bardzo przyjemne, klimatyczne i estetyczne. Zresztą w Bhutanie praktycznie nie ma brzydkich domów. Nawet bloki w Paro mają tradycyjne dekoracje rzeźbiarskie i malarskie.
Najbardziej podobały nam się noclegi w Bumthangu i dolinie Phobjika, w budynkach stylizowanych na tradycyjne bhutańskie wiejskie zagrody, z pokojami pachnącymi drewnem i wyposażonymi w żeliwne piecyki.
5. Czy w hotelach było zimno?
Nigdzie w życiu tak nie marzłam jak w indyjskim Ladhaku na początku maja. Dlatego zawsze wybierając się w Himalaje zabieram ze sobą śpiwór i nie wierzę w zapewnienia, że będzie ciepło, bo jest dużo kocy. W Bhutanie nie było takich problemów. Wprawdzie w drugiej połowie października noce były chłodne, a poranny szron był częstym widokiem, to wszędzie mieliśmy ogrzewanie w postaci elektrycznego grzejnika. Dodatkowo w wielu miejscach były wspomniane już tradycyjne piecyki na drewno. Śpiwora użyłam kilkukrotnie, ale bez niego też bym sobie poradziła.
5. Jedzenie podczas wycieczki po Bhutanie?
Przede wszystkim jedzenia było pod dostatkiem i poza kilkoma batonikami kupionym przed wejściem na Paro Taktsang nie wydaliśmy ani centa na dodatkowe posiłki. Lunche zazwyczaj jedliśmy w restauracjach „na trasie”, natomiast śniadanie i kolacje w hotelu. Posiłki czasem były podawane w formie bufetu, a czasem wybierane z menu.
Nie jem mięsa, więc nie wypowiem się na temat wszystkich potraw, ale jako wegetarianka zawsze coś dla siebie znalazłam. Kuchnia bhutańska nie jest ani taka finezyjna i wegetariańska jak w Indiach, ani taka ciężka i oparta na mięsie jak w Tybecie. Jest prosta i zdrowa. I poza ostrymi papryczkami chilli, które Bhutańczycy uwielbiają raczej łagodna i słabo przyprawiona.
Nigdzie na świecie warzywa nie smakowały mi tak bardzo (Bhutan prowadzi własne, ekologiczne uprawy, gdyż wiele warzyw importowanych z Indii ma dużą zawartość pestycydów). Podobnie doskonałe były grzyby, z których Bhutan słynie i eksportuje je do wielu azjatyckich krajów, zwłaszcza do Japonii. Potrawą którą dostawaliśmy niemal codziennie było ema datsi, czyli papryczki chili w serowym sosie. Do tego różowy ryż, czasem makaron czy ziemniaki. Śniadania zazwyczaj były tradycyjne tzn. jajka, omlety, naleśniki, tosty i dżem.
Zawsze mieliśmy wystarczającą ilość wody, zarówno w samochodzie jak i w hotelach, nigdy nie musieliśmy jej kupować.
6. Czy trekking na Tygrysie Gniazdo (Paro Taktsang) jest trudny?
Rzadko chodzę po górach. Mam prawie 50 lat, a w ubiegłym roku prawie zerwałam więzadło. Moja aktywność fizyczna ogranicza się do chodzenia i łagodnej jogi. Dla mnie ten trekking nie był szczególnie ciężki. Najgorsze były schody, czyli ostatni odcinek trasy (jakaś 1/3 – 1/4). Były po prostu monotonne i męczące. Dodatkowy dyskomfort powodował fakt, że na tym odcinku robi się gęsto od ludzi, bo schody są dość wąskie, a chętnych do wejścia na górę jest wielu. Dopiero w Paro Takstang zdałam sobie sprawę, jak dużo turystów zwiedza Bhutan w tym samym czasie co ja. W poprzednich miejscach było bardzo spokojnie i w często zdarzało się, że byliśmy jedynymi zagranicznymi gośćmi w świątyniach i innych obiektach.
Poza tym odcinkiem ze schodami szlak wiedzie przez piękny i różnorodny las i jest bardzo przyjemny, choć dość stromy. W wielu miejscach ścieżka jest skalista, trzeba przechodzić po kamiennych występach lub pomiędzy nimi. Na początku listopada, kiedy wszystko było suche jak pieprz było to bezpieczne, natomiast podczas deszczu i po intensywnych opadach prawdopodobnie bym się nie zdecydowała na ten pokonanie tej trasy.
Podsumowując: moim zdaniem ten trekking nie powinien stanowić problemu dla każdej osoby o przeciętnym poziomie sprawności.
7. Czy można modyfikować program wycieczki w trakcie jej trwania?
Tak, jest to jak najbardziej możliwe. Na przykład my zrezygnowaliśmy z oglądania rezerwatu takinów w Thimphu, na rzecz obejrzenia najstarszej świątyni Changangkha. Takiny są fajne, ale można je zobaczyć w praktycznie każdym ZOO w Europie. Są w Poznaniu i Wrocławiu, a w Berlinie mają ich kilkanaście.
8. Czy turyści w Bhutanie widzą tylko to, na co im się pozwala?
Trudno mi to ocenić, chociaż przez te 10 dni podróżowania nie doświadczyłam wrażenia, żeby coś było bardzo skrzętnie ukrywane przed oczami turystów i zamiatane pod dywan. Na przykład w Thimphu jest dużo reklam społecznych dotyczących narkomanii. Są one w języku angielskim, więc od razu wskazują na fakt, że ten problem istnieje.
Koncepcja szczęścia narodowego brutto może wydać się idealistyczna a nawet naiwna. Bhutan, jak każde państwo ma swoje problemy i nie jest Shangri-La. Trzeba jednak przyznać, że w żadnym innym kraju ludzie nie oddychają tak świeżym powietrzem. Bo Bhutan jako jedyne państwo ma ujemną emisję CO2 a 70% jego obszaru pokrywają lasy. A to, w połączeniu z niezwykłą urodą krajobrazu i bogactwem kultury na pewno stanowi powód do dumy i szczęścia.
8. Czy podróż do Bhutanu jest warta takiej kasy?
Ja nie żałuję ani jednego wydanego centa (chociaż miałam to szczęście jechać jeszcze na starych warunkach). Podróż po Bhutanie nie tylko spełniła, ale wręcz przewyższyła moje oczekiwania i polecam ją wszystkim, a zwłaszcza osobom zainteresowanym kulturą i duchowością Himalajów.
Post Scriptum
- Jeżeli masz jakieś pytania dotyczące podróżowania po Bhutanie – pisz do mnie.
- Jeżeli chcesz wiedzieć jak zorganizować podróż po Bhutanie: przeczytaj ten post.