Dlaczego wracam w indyjskie Himalaje? Wiosną 2017 roku po raz pierwszy odwiedziłam Ladakh i dolinę Spiti. Od tego momentu rozpoczęła się moja fascynacja tybetańską kulturą i sztuką, która pociągnęła za sobą zainteresowanie buddyzmem (we wszystkich jego odmianach) i wyznaczyła kierunki wielu kolejnych podróży. Od tego czasu dwukrotnie odwiedziłam Nepal oraz Tybet, udało mi się również spełnić marzenie o wyjeździe do Bhutanu. Jednak zawsze z wielką chęcią wracam do Indii i mam wielką nadzieję, że moja tegoroczna podróż w tej rejony była jedną z kolejnych.
Indyjskie Himalaje – zalety podróżowania:
- Podróżowanie po indyjskich Himalajach jest dość łatwe. W przeciwieństwie do Tybetu i Bhutanu nie ma obowiązku posiadania przewodnika, a pozwolenia (obowiązujące w niektórych rejonach w pobliżu granicy z Chinami) wyrabia się na poczekaniu. Do Leh (stolicy Ladhaku) można dolecieć z Delhi w ciągu półtorej godziny przy dostępności kilku połączeń dziennie. Wiele wspaniałych klasztorów można zwiedzić w ramach kilkugodzinnych wypadów z Leh (relacja tutaj), korzystając z lokalnych taksówek (prywatnych lub współdzielonych). Trzeba też dodać, że ceny wszystkich usług są przystępne (chociaż Ladakh i tak jest jedną z najdroższych destynacji w Indiach). Żeby zobaczyć „mały Tybet”, jak często nazywa się Ladakh wcale nie potrzeba wydawać grubej kasy jak w Bhutanie, ani robić wielodniowych trekingów jak w Nepalu. Dodatkowo ludzie są fajni (jak w całych Himalajach) a wegetariańskie jedzenie dostępne bez problemu.
- W Ladhaku, Zanskarze czy Spiti zobaczycie niezwykłe, księżycowe krajobrazy, ośnieżone siedmiotysięczniki, turkusowe górskie jeziora i łąki, na których pasą się stada jaków. Jeżeli będziecie mieć szczęście lub odpowiednio zaplanujecie termin swojej podróży, możecie trafić na buddyjski festiwal: niezwykły spektakl tańców w fantastycznych strojach i maskach, który przyciąga i integruje lokalnych mieszkańców.
- W przeciwieństwie do Tybetu, gdzie wiele gomp i klasztorów zostało zniszczonych, buddyjska architektura na północy Indii ma się doskonale. Zachowały się tam wspaniałe świątynie w niezwykły sposób wkomponowane w górski krajobraz, zamki, twierdze i wciąż używane jaskinie medytacyjne ze wspaniałymi freskami. To prawdziwy raj zarówno dla fanów gór i trekkingów jak i osób zafascynowanych duchowością Himalajów.
Wady:
Istnieją oczywiście wady.
- Jedną z nich jest krótki, kilkumiesięczny sezon turystyczny (dotyczy przede wszystkim zimnego Ladhaku i trudno dostępnego Zanskaru).
- Kolejną stanowi fakt, że Himalaje stały się popularnym celem podróży lokalnych turystów. To prawdopodobnie ich zachowaniu „zawdzięczamy” zakaz fotografowania we wnętrzach świątyń (podczas mojego pierwszego pobytu było to jeszcze dozwolone). W związku z tym Ladakh czy Zanskar warto odwiedzić poza turystycznym peakiem, który trwa od połowy czerwca do końca sierpnia. Nasza ostatnia podróż miała miejsce w pierwszej połowie czerwca i był to świetny wybór. Poprzednio byliśmy na początku maja i w Ladhaku było jeszcze bardzo zimno, a droga przez przełęcze do Manali wciąż nie była odśnieżona (choć w tym samym czasie w dolinie Spiti było już ciepło i przyjemnie).
- Większość rejonów, o których piszę, położonych jest grubo powyżej 3000 m n.p.m., a przełęcze mają ponad 5 000. Planując podróż w te rejony, trzeba pod uwagę wziąć konieczność aklimatyzacji i rozważyć stosowanie leków (o moich sposobach radzenia sobie z chorobą wysokościową możecie w poście dotyczącym kory wokół góry Kailash w Tybecie).
Zanskar 2024
Tym razem głównym celem podróży był Zanskar: pasmo górskie na położone na południowy zachód do Leh. Jeszcze kilka lat temu ten rejon był bardzo trudno dostępny i podstawową formą jego zwiedzania były trekkingi (w tym legendarny, zimowy Chadar trek wiodący korytem zamarzniętej rzeki Zanskar).
Od paru lat w Zanskarze trwa intensywna budowa dróg. Koparki i odgłosy wysadzanych skał są nieodłącznym elementem podróży. Jest to mało romantyczne, zwłaszcza dla osób, które chciałyby w Zanskarze widzieć głównie skansen i nie biorą pod uwagę faktu, że dzięki łatwiejszej komunikacji mieszkańcy regionu mają teraz większe szanse na uzyskanie pomocy medycznej, dostęp do edukacji i żywności (warzyw i owoców uprawianych poza doliną).
Aktualnie do Padum stolicy Zanskaru można dojechać zarówno od strony Manali jak i Leh malowniczymi drogami wiodącymi przez górskie przełęcze. Jest również stara, klasyczna trasa z muzułmańskiego miasteczka Kargil. To ona nadal pozostaje głównym szlakiem, po którym kilka razy w tygodniu kursuje publiczny autobus (widzieliśmy również minibusy). Podstawą komunikacji są jednak taksówki.
Jak zwiedzać Zanskar
Turyści, którzy nie chcą korzystać z trekkingów, wynajmują najczęściej taksówki za pośrednictwem strony https://www.lehladakhtaxis.com/. Firma działa od wielu lat i ma dobre opinie. Sprzedają wycieczki na konkretne trasy, prywatne, a w przypadku bardziej popularnych tras również grupowe, typu join-in. Nie do końca odpowiadała nam ta formuła, bo mieliśmy własny plan obejmujący Zanskar i dolinę Dha Hanu. Dodatkowo chcieliśmy jeszcze zobaczyć dolinę Nubra oraz jezioro Pangong i w związku z tym zaproponowano nam wykupienie oddzielnych wycieczek z powrotem do Leh po każdym zakończonym etapie.
Ostatecznie zdecydowaliśmy się na podróżowanie z Zanskar Kanishka Expeditions, co okazało się być bardzo dobrym wyborem. Cena 15-dniowej podróży wyniosła 1170 euro za osobę, jako potwierdzenie musieliśmy przelać 200 euro zaliczki, resztę zapłaciliśmy na miejscu. W ramach tej kwoty zapewniono nam: samochód ze świetnym, doświadczonym kierowcą, przewodnika, noclegi w bardzo porządnych warunkach (jak na lokalne możliwości), 2 posiłki dziennie, wstępy do świątyń i pozwolenia w miejsca, w których są wymagane (czyli dolina Nubry i jezioro Pangong). Kontakt z biurem był świetny. Właściciel – Lobsang spotykał się z nami kilkukrotnie i błyskawicznie reagował na maile.
Mogę szczerze polecić: wszyscy pracownicy pochodzą z Zanskaru i doskonale znają miejscowe realia. Na pochwałę mogę dodać, że nasze prośby o drobne modyfikacje trasy zawsze były uwzględniane (tak było, kiedy przeczytaliśmy o jaskiniach medytacyjnych w Saspol po drodze z Leh do Lamayuru i wykutym w skale posągu Buddy Maitrei w Apati).
Moja podróż po Zanskarze
Nie będę opisywać wycieczki dzień po dniu, bo to mija się z celem. To była piękna i dość łatwa podróż przez niezwykłe krajobrazy. Niemal codziennie odwiedzaliśmy jakiś klasztor czy gompę, co było prawdziwą duchową i estetyczną ucztą.
Nie chodzi tu tylko o walory artystyczne i architektoniczne. Równie istotny jest niezwykły klimat i atmosfera tych miejsc, od co najmniej setek lat wykorzystywanych do ćwiczenia duchowej dyscypliny i kultywowania współczucia dla wszystkich czujących istot. Wielkie wrażenie zrobił na mnie klasztor Zongkul, w którym rezydował tylko jeden mnich, Phuktal o surrealistycznej formie (w którym spędziliśmy 2 dni i któremu poświęciłam oddzielny post), czy też Rangdum Gompa, w której niegdyś mnisi mieszkali w towarzystwie osiołków.
W klasztorze Stongdey trafiliśmy na uroczystą pudżę, której towarzyszyło rozwinięcie ogromnej thangki z wizerunkiem Buddy, mieliśmy okazję zobaczyć najważniejszych mnichów i mieszkańców w odświętnych strojach oraz skosztować słonej herbaty z masłem, którą uwielbiam.
Długo nie zapomnę widoku monumentalnych, ośnieżonych szczytów wyrastających wprost z zielonych pól Padum, uroczej właścicielki małego pensjonatu ujmującej swoją skromnością i gościnnością, oszałamiającego turkusu rzeki Tsarap i harcujących świstaków niedawno wybudzonych z zimowego snu. Wspominam …i czekam na kolejne powroty.