Podróże w Himalaje (rozumiane bardziej jako strefa kulturowa, niż ściśle wyznaczony obszar geograficzny) stały się dla mnie właściwie coroczną tradycją. I tak jak są miejsca na świecie, w których widziałam niezwykłe i fascynujące rzeczy, ale nie chciałabym ich odwiedzać ponownie to Tybet, Nepal i północne Indie przyciągają mnie wciąż z tą samą siłą.
Tam ładuję baterie i zmieniam perspektywę. Fascynuje mnie miejscowa sztuka z jej rozbudowaną ikonografią, porywają krajobrazy i ujmują ludzie: skromni, pogodni i otwarci na innych. Tym podróżom zawdzięczam zainteresowanie buddyzmem, który stał się moją największą pasją. Tam też nabrałam odwagi i wiary we własne możliwości, bo nigdy wcześniej nie wierzyłam, że uda mi się zrobić korę wokół góry Kailash.


Kham: legendarna ojczyzna mistrzów dzogczen, nomadów i niepokornych wojowników, miejsce narodzin dalajlamów, kraina pięknych klasztorów i olbrzymich uniwersytetów buddyjskich, dawno była na mojej liście. Wydłużenie bezwizowego pobytu w Chinach z 15 do 30 dni, które nastąpiło pod koniec 2024, spowodowało, że ta podróż stała się prostsza do zorganizowania i z początkiem maja 2025 wsiedliśmy w samolot do Chengdu, skąd rozpoczęliśmy zwiedzanie Khamu.

Jak podróżować po Khamie?
Większość Khamu (historycznego regionu wschodniego Tybetu) położona jest poza obrębem Tybetańskiego Obszaru Autonomicznego. Dzięki temu można się tam przemieszczać swobodnie i na własną rękę. Jedyne ograniczenia dotyczą odwiedzania buddyjskich uniwersytetów Larung Gar i Yarchen Gar (miasteczek gromadzących dziesiątki tysięcy mnichów i mniszek mieszkających w chatkach medytacyjnych).
Sytuacja polityczna wokół nich jest wciąż napięta i wiosną 2025 nadal obowiązywał zakaz zwiedzania ich przez cudzoziemców (chociaż dla Chińczyków były dostępne, widzieliśmy oferty wycieczek w biurach turystycznych).

Naszą podróż załatwialiśmy za pośrednictwem biura z Lhasy Adventures In Tibet https://www.adventuresintibet.com/, płaciliśmy 2500 USD za osobę.

Była to 14-dniowa prywatna wycieczka z kierowcą-przewodnikiem, w cenie śniadania i noclegi. Do planu „Overland Tour from Chengdu to Shangri-La” wprowadziliśmy kilka zmian (m in. dodaliśmy transfer do Lijang w Junanie ostatniego dnia). Ogólnie wszystko było w porządku, nie mam zastrzeżeń i mogę polecić. Oczywiście, jeżeli ktoś ma do dyspozycji więcej czasu, to może tam podróżować na własną rękę, korzystając z lokalnego transportu, niektóre miejsca wtedy mogą być trudno dostępne.

Masowa turystyka i komercjalizacja
W zdecydowanej większości była to bardzo spokojna podróż, przez piękne rejony z dobrze zachowaną przyrodą i autentyczną kulturą. W wielu rejonach nie było turystów w ogóle. Dotyczyło to głównie klasztorów i świątyń, których jest w Khamie mnóstwo. Niegdyś bardzo zniszczone, czasem kompletnie zrównane z ziemią są teraz odbudowywanie w imponującym, chińskim tempie.






Zdarzyły się natomiast dwa miejsca kompletnie oblężone przez turystów. Obydwa pod koniec naszej podróży, już na obszarze Junanu.
Pierwszym była tzw. Shangri-La: miasteczko promowane przez Chiny jako centrum turystyczne regionu. Mimo ciekawej, zabytkowej architektury, można je sobie odpuścić, chyba ktoś chce z socjologicznej ciekawości pooglądać sobie tłumy Chińczyków poprzebieranych w pseudo tybetańskie stroje (podobnie niestety jest w Lijang, które jest przyjemne i możliwe do zwiedzania tylko podczas godzin przedpołudniowych, a potem spacer zamienia się w przeciskanie się przez ciżbę).
Drugim — park narodowy Daocheng Yading, który jest jednak tak piękny i oferuje tak różnorodne doznania, że warto to przeboleć.


Z pewnym rozczarowaniem wiązała się również wizyta mieście Litang – prawdziwym sercu historycznego Khamu. Znajduje się ono na przebiegu narodowej drogi 318 promowanej jako atrakcja turystyczna i najbardziej malownicza trasa przez Tybet. I z tego powodu zabytkowe centrum zostało poddane niezbyt udanej renowacji. Wokół pełno sklepów z pamiątkami i wypożyczalni strojów do zdjęć. Na szczęście niewielka, bardzo stara świątynia ma się dobrze, a handlowa dzielnica z ulicznym targiem nadal zachowuje charakterystyczny tybetański vibe.



Co mnie najbardziej zaskoczyło w Khamie?
Przede wszystkim ta podróż była bardzo urozmaicona. Pogoda i krajobrazy zmieniały się jak w kalejdoskopie. Podczas dwóch tygodni doświadczyliśmy zarówno opadów śniegu jak i upałów, oglądaliśmy ośnieżone przełęcze, turkusowe jeziora, subtropikalne lasy, trawiaste pastwiska i surowe wyżyny.


Przyroda
Tradycyjnie przyjmuje się, że lasy rosną do wysokości 2 000 m n.m.p. W Khamie widziałam lasy nawet na 4 tysiącach. Wpływ monsunowego klimatu z południa i wschodu powoduje, że roślinność w niektórych miejscach jest bardzo bogata i urozmaicona. Występuje tam między innymi wiele gatunków efektownie kwitnących rododendronów. Jeżeli chodzi o zwierzęta: największym zaskoczeniem były dla mnie makaki himalajskie, które dzielnie dawały sobie radę nawet na wysokości 4 000 m n.p.m. Pierwszy raz zobaczyłam je pewnego mroźnego poranka, biegające po ośnieżonych pastwiskach jaków, taki widok był dla mnie wręcz surrealistyczny.





Architektura
Oczywiście w Khamie widziałam mnóstwo klasztorów i świątyń, wyglądających podobnie jak w innych częściach Tybetu, Nepalu czy Północnych Indiach. Natomiast specyficzna dla tego regionu, ze względu na dostępność materiałów jest zabudowa drewniana. O wiele częściej niż w innych rejonach Himalajów można natknąć się na klasztory czy całe wioski należące do buddyjskiego porządku Sakya, wyróżniające się budynkami malowanymi w charakterystyczne pasy. Z kolei w okręgu Danba można obejrzeć tradycyjne wioski z okazałymi kamiennymi domostwami i wieżami strażniczymi.




Co zrobiło na mnie największe wrażenie?
1.Drukarnia w Derge
Drukarnia sutr w Derge była dla mnie jednym z najbardziej ekscytujących punktów podróży po Khamie. To wyjątkowa instytucja kultury tybetańskiej i doniosłe miejsce kultu lokalnych buddystów.

Sutry i drukowane thangki z Derge Parkhang są obecne we wszystkich świątyniach i klasztorach Tybetu. W drukarni przechowywane są setki tysięcy drewnianych bloków z wyrytymi tekstami buddyjskimi. Odbywają się tam wszystkie etapy produkcji, poczynając od produkcji papieru z trujących korzeni rośliny Stellera chamaejasme, a kończąc na suszeniu i pakowaniu gotowych wydruków.

Sam proces produkcji traktowany jest jako forma medytacji. Towarzyszy mu często recytacja mantr. Pomiędzy pomieszczeniami, gdzie odbywa się druk ,znajdują się sale świątynne. Drukarnia w Derge, jest celem pielgrzymek, a wokół jej budynku od wczesnych godzin porannych do późnego wieczora wykonywane są rytualne okrążenia (kora).


Bardzo chcieliśmy kupić drukowaną thangkę z Derge Parkhang. Niestety sprzedaż w miejscu produkcji jakiś czas temu została zlikwidowana, a w sklepikach wokół drukarni widzieliśmy tylko odbitki bardzo niskiej jakości w absurdalnie wysokich cenach.
Ps. Szczegółowe opisy stosowanych technik oraz spis bloków z tekstami i grafikami dostępne są na stronie drukarni http://www.degeparkhang.org/en/)

2. Park Narodowy Daocheng Yading

Nie da się ukryć – to miejsce to prawdziwa Shangri-La. Oferuje niezwykłe widoki: od subtropikalnych lasów z kwitnącymi rododendronami po wysokogórskie łąki i turkusowe jeziora. Niestety, nie będziecie tam sami. No chyba, że zdecydujecie się na ambitną wersję kilkudniowej kory wokół 3 świętych szczytów.

My zrobiliśmy kilkugodzinny trekking po najłatwiejszym i bardzo uczęszczanym szlaku do dwu jezior: Mlecznego i 5-cio kolorowego. Mimo kapryśnej pogody i obfitości zwiedzających byliśmy zachwyceni.



3. Klasztor Dzongsar
Podczas podróży widzieliśmy mnóstwo pięknych klasztorów. Dzongsar zapadł mi w pamięć z kilku względów. Spędziliśmy tam sporo czasu – z powodu remontu i zamknięcia jedynej drogi trudno było się tam dostać, a jeszcze trudniej wydostać.
Chciałam zobaczyć ten klasztor między innymi ze względu na postać znanego rinpoche, który jest z nim związany (mimo, że urodził się po rewolucji, na terenie Bhutanu, a większość czasu spędza w swoje głównej siedzibie na północy Indii). Dzongsar Jamyang Khyentse (znany również jako reżyser Khyentse Norbu) jest nietuzinkową postacią wzbudzającą wiele kontrowersji.

Dzongsar Jamyang Khyentse bywa krytykowany za swoje jawne zaangażowanie w politykę: otwarte wyrażanie antyamerykańskich poglądów, a także aktywność w mediach społecznościowych, występowanie w strojach „niegodnych lamy” i bycie celebrytą. Trzeba jednak dodać, że w tradycji, którą reprezentuje, duchowni nie mają obowiązku noszenia mnisiej szaty i przestrzegania celibatu. A zachowania burzące konwenanse, czasem nawet obsceniczne są od wieków związane z tybetańską ścieżką nauczania: są metodą wiodącą do wyzwolenia od iluzji sztywnego ego i związanego z tym cierpienia wynikającego z licznych przywiązań.



Nauki rinpoche bardziej przemawiają do jego sympatyków na Zachodzie. Miejscowi Tybetańczycy znacznie bardziej cenią zasługi jego poprzednika – Dzongsara Khyentse Chökyi Lodrö. Podczas swoich rządów (przerwanych wybuchem rewolucji) podjął starania służące poprawie jakości życia lokalnej społeczności. Nauczył mieszkańców wiosek otaczających klasztor wykwalifikowanego rzemiosła: tworzenia buddyjskich figurek i posągów, malowania thanek, garncarstwa, wyrobu kadzideł. Był to ewenement na skalę całego Tybetu, bo zwyczajowo monopol na wytwarzanie takich przedmiotów mieli artyści z Nepalu. Ta tradycja jest wciąż kontynuowana i w obszarze Dzongsar w większości gospodarstw znajdują się warsztaty rzemieślnicze.










