Z Mahan do Bam są jakieś 2 czy 3 godziny jazdy autobusem. To już prawie Beludżystan. Czuć powiew Wschodu. Wśród strojów współpasażerów coraz częściej pojawia się znany mi z Indii salwar kameez, złożony z długiej kurty i luźnych spodni w tym samym kolorze. Mijamy obwieszone chorągiewkami i frędzlami pojazdy wiozące pakistańskich pielgrzymów do szyickich świątyń w Iranie a może nawet do odległej Karbali.
Na horyzoncie widać surowe pasma gór o postrzępionych zboczach, przy drodze czasem jakieś ruiny karawanserajów albo pozostałości nie wiadomo czego. Tak, dla takich widoków warto było się tu pchać. Jedzie się jak do prawdziwego pustynnego miasta, niech się przy tym schowa Jazd otoczony dziesiątkami fabryk i magazynów i ponurymi blokowiskami.
A potem wjeżdżamy na przedmieścia Bam, skąd już widać wzgórze na którym wzniesiono monumentalną cytadelę: Arg-e-Bam.
Kilkanaście lat wcześniej ten widok robił by jeszcze większe wrażenie. Niestety w 2003 roku miasto zostało dotknięte potężnym trzęsieniem ziemi, które w trakcie kilku minut zniszczyło 80 procent zabudowy (w tym zabytkową twierdzę) i zabiło 26 tysięcy mieszkańców. Bam wciąż podnosi się z gruzów, a cytadela jest rekonstruowana. Tym samym straciła rangę obiektu z listy dziedzictwa kultury UNESCO (według jego kryteriów kataklizmy są wydarzeniami historycznymi a odbudowa stanowi nienaturalną ingerencję w rzeczywisty stan zabytku).
Mimo tych zniszczeń Bam wygląda wciąż efektownie i zawrócił mi w głowie na tyle, że dysponując ograniczonym czasem zrezygnowałam ze zwiedzania lepiej zachowanego, lecz nie tak spektakularnego Rayen.
Historia Bam
Nie jest znana dokładna data powstania Bam, przypuszcza się, że pierwsze budowle na tym terenie mogły już powstać za czasów Achemenidów między VI a IV w p.n.e. Miasto zostało rozbudowane podczas rządów dynastii Sasanidów, które miały miejsce w latach 224-651 n.e.
Ze względu na swoje położenie przy skrzyżowaniu ważnych szlaków Bam był ważnym ośrodkiem handlu i produkcji jedwabiu i bawełny. Miasto było również ważnym ośrodkiem religijnym i celem pielgrzymek zoroastrian odwiedzających miejscową świątynię ognia.
W roku 1722 Bam został najechany przez Afgańczyków, co zapoczątkowało jego stopniowy upadek. Znaczna część ludności już wtedy uciekła z miasta. Jednak sama forteca była siedzibą garnizonu wojskowego jeszcze do lat 30 XX wieku, a meczety i inne budynki wykorzystywano do celów edukacji, praktyk religijnych i uroczystości kulturalnych w XIX wieku.
Rekonstrukcja twierdzy w Bam
Cytadela w Bam (do momentu trzęsienia ziemi) była największą na świecie budowlą wzniesioną w całości z suszonej cegły mułowej (adobe).
Adobe to jeden z najstarszych materiałów budowlanych, jaki zna ludzkość. Świetnie sprawdza się w suchym, pustynnym klimacie. Jest tani i ma dobre właściwości izolujące. Potrafi przetrwać długie lata, a ewentualne naprawy są tanie i szybkie.
Arg-e-Bam odbudowywana jest tą samą tradycyjną metodą jaką została wzniesiona: glinę wymieszaną ze słomą suszy się na słońcu, formując prostopadłościenne bloki. Normalnie wysuszenie cegły zajmuje około miesiąca, po mechanicznym ściśnięciu bloku i odsączeniu wody jest ona do użycia niemal natychmiast. Wzniesione mury dodatkowo pokrywa się zewnętrzną warstwą „tynku” o tym samym składzie.
Nowe konstrukcje mają równe kształty i ostre kąty. Wpływ czynników atmosferycznych powoduje, że po kilku latach budynki nabierają łagodniejszych, bardziej opływowych form.
Okolice Bam
W bezpośrednim sąsiedztwie miasta znajduje się druga, mniejsza twierdza. Niestety nie mieliśmy czasu jej zwiedzić i musieliśmy zadowolić się widokiem z daleka.
Odwiedziliśmy natomiast malowniczą wioskę ukrytą pośród plantacji palm daktylowych. Bardzo przyjemne miejsce, z zabytkową wieżą strażniczą i siecią kanatów doprowadzających z pobliskich gór wodę dla upraw i gospodarstw.
Podobne twierdze w Iranie
Podobne do Arg-e-Bam, choć nie aż tak monumentalne twierdze widzieliśmy w innych miejscach Iranu, między innymi w miasteczku Manujan przez które przejeżdżaliśmy po drodze do Bandar Abbas nad Zatoką Perską.
Zdecydowanie najpiękniejsza była zabudowa miasta Nain, które oglądaliśmy jadąc z Kaszanu do Jazdu. Przepiękne miejsce i fajna atmosfera (akurat podczas naszej wizyty kończyły się obchody szyickiego święta, mieszkańcy byli dla nas bardzo mili, częstowali nas świątecznym jedzeniem). Nain spodobało nam się do tego stopnia, że bardzo żałujemy, że nie zostaliśmy tam przynajmniej na jeden dzień. Popełniliśmy błąd przy planowaniu podróży – jakoś uciekła nam ta atrakcja, nie doczytaliśmy.
Bam praktycznie:
Większość osób odwiedza Bam w trakcie jednodniowych wycieczek z Kermanu. Baza noclegowa i gastronomiczna jest bardzo słaba, a samo miasto wciąż podnoszące się z gruzów poza twierdzą nieciekawe. W naszym wypadku wyszło tak, że spędziliśmy tu jeden pełny dzień i aż 3 noce, a potem kontynuowaliśmy podróż w kierunku Bandar Abbas nad Zatoką Perską.
- Wstęp do cytadeli w listopadzie 2019 kosztował 500 000 riali.
Noclegi w Bam
Wybór budżetowych noclegów w mieście jest żaden. Jedyną dostępną opcją był zarezerwowany telefonicznie (niedostępny na booking i hostelworld) Akbar Tourists Guesthouse.
Rzadko kiedy rozpisuję się tyle na temat noclegów, ale akurat to miejsce jest bardzo specyficzne. Zarządza nim charyzmatyczny właściciel pan Akbar wraz ze swoim synem, który dodatkowo prowadzi małe biuro turystyczne. Obydwaj bardzo dobrze mówią po angielsku. Pan Akbar jest erudytą i mistrzem stosowania tarofu, czyli tradycyjnej perskiej „sztuki uprzejmości”.
Sam hostel, hmm. Dwójka z łazienką i ciepłą wodą kosztowała 18 USD. Niestety to jedyne miejsce do spania w Iranie, w którym było brudno. Nie zmieniana pościel i wykładzina, która nigdy nie widziała odkurzacza. W Indiach przyjęłabym te warunki z pokorą, tu jednak przyzwyczaiłam się do lepszego standardu nawet za niższą cenę.
Śniadań nie jada się na miejscu. Pan Akbar wozi wszystkich gości do swojego domu odległego kilkaset metrów od hostelu, a posiłki przygotowuje jego żona.
Pan Akbar oferuje swoje usługi kierowcy i przewodnika. Zawiózł nas do twierdzy i pokazał okolice Bam: wzgórze usypane z gruzów pozostałych po trzęsieniu ziemii i tradycyjną wioskę z plantacjami palmy daktylowej. Odmawiał przyjęcia zapłaty a po naszych uporczywych naleganiach wymienił kwotę 1 000 000 riali. Za taksówki na tym dystansie zapłacilibyśmy przypuszczalnie jakąś połowę tej sumy.
W hostelu załatwiliśmy rezerwację hotelu w Keszm (płacąc za to sowitą prowizję) i podróż taksówką do Bandar Abbas (połączoną ze zwiedzaniem ruin w Jiroft i twierdzy w Manujan). W cenie przejazdu był dobry obiad. Kierowca nie rozumiał ani słowa po angielsku i co chwila pytał się kogoś o drogę, ale do tego zdążyliśmy już się w Iranie przyzwyczaić.
Jedzenie w Bam
Jest bardzo słabo, prawie, że tragicznie. W odbudowanej części Bam z nowym bazarem nie ma żadnych punktów gastronomicznych poza cukierniami. Przemierzając całe miasto z trudem znaleźliśmy falafelki (robione z gotowych mrożonek) i kebab z kurczaka. Sklepów jest pod dostatkiem.