Na zimę 2023 zamarzyły mi się Indochiny: ciepłe i łagodne powietrze, therawadyjskie świątynie ze błyszczącymi w słońcu złotymi stupami, tłoczne nocne targi, pulsujące życiem miasta i spokojne, senne wioski. Do tego lekki plecak i luźny plan dopuszczający pewne zmiany i modyfikacje. A jeżeli ja chcę gdzieś pojechać to jest prawdopodobne, że faktycznie pojadę. I w ten sposób udało się w ciągu 3 lutowych tygodni odwiedzić Phnom Penh i Siem Reap w Kambodży, krainę 4 tysięcy wysp i Luang Prabang w Laosie a potem jeszcze wpaść na maleńkie wysepki Trang w Tajlandii.
Z Siem Reap do Don Det
Laotański etap podróży trwał tydzień i rozpoczęliśmy go w kambodżańskim Siem Reap, gdzie w jednej z agencji wykupiliśmy przejazd busem na Don Det – największą wyspę archipelagu Si Phan Don czyli 4 tysięcy wysp na Mekongu.
Podróż zajęła kilkanaście godzin. Trwała tak długo ze względu na kilkukrotne przesiadki i procedury związane w przekraczaniem granicy Dong Calor – Veun Kham.
W samym Don Det spędziliśmy dwie noce i jeden pełny dzień. Z późniejszej perspektywy wydało nam się to błędem, bo warto by było przeznaczyć na pobyt tam i na pobliskich wysepkach nieco więcej czasu.
Kraina 4 tysięcy wysp jest bardzo malowniczym i przyjaznym miejscem na Ziemii. Woda w Mekongu ma tam niezwykłą przejrzystość i przepiękny szmaragdowy odcień. Ponoć żyją w niej delfiny rzeczne Irawady a także pangaz: jedna z największych słodkowodnych ryb świata.
Zachody słońca nad Mekongiem są niezwykłym spektaklem. Pełno jest małych plaż i przyjemnych zatoczek. Dodatkowo na wyspach panuje przyjemna, luźna atmosfera, jest duży wybór miejsc noclegowych, knajpek i sklepików, a ceny są bardzo przystępne.
W ciągu jednego dnia naszego pobytu zrobiliśmy wycieczkę po wyspie i wieczorny rejs po rzece. Po Don Det i połączonej z nią mostem Don Khon najlepiej poruszać się na rowerze. Można je wypożyczyć w większości sklepów przy głównej ulicy za 10 – 15 000 kipów. Płacimy z góry, a wieczorem po prostu stawiamy rower pod sklepem z którego go braliśmy, nawet jeśli już jest zamknięty.
Można też popłynąć na rejs łodzią po okolicznych akwenach (za 2 godzinny rejs o zachodzie słońca zapłaciliśmy ok 10 USD) lub wziąć udział w spływie kajakowym, które organizowane są przez hostel Mr. Phao’s Riverview Bungalows.
Katarakty Mekongu w Don Det
Jedną z miejscowych ciekawostek są wodospady: katarakty (bystrza) Mekongu.
W związku z brakiem możliwości pokonywania ich przez statki na początku XX wieku Francuzi opracowali system umożliwiający transport rzeczny na tym obszarze. Zaprojektowali statki o specjalnej konstrukcji, które można było rozmontowywać i transportować koleją omijając nieżeglowne odcinki Mekongu. Szlak działał w latach 1893-1940 i pozostał po nim nienaruszony wiadukt, którym można przedostać się na sąsiednią wyspę Don Khon a także zabytkowa lokomotywa.
Na Don Det są dwie miejsca, w których można podziwiać wodospady. Pierwsze to Khone Phapheng Falls – na zamkniętym terenie, wraz z rozbudowaną infrastrukturą turystyczną, mostkami, zjazdami linowymi, restauracjami itp. i wstępem 50 000 kipów. Za darmo można obejrzeć Khane Paksy Fall i Khon Pa Soy Falls. Niestety do tych drugich wiedzie mostek w stanie widocznym na zdjęciu. Nie odważyłam się przez niego przejść, mój partner zaryzykował. Jak się później okazało nie był jedynym takim desperatem, bo podczas mojego oczekiwania przez most przeszło co najmniej kilkanaście osób. Mimo, że przypuszczaliśmy, że podczas suchego sezonu ilość wody może być mizerna zobaczył taki widok:
Don Det praktycznie:
- do Don Det łatwo dostać się wykupując przejazd busem/autobusem z któregokolwiek miejsca w Laosie, z Siem Reap w Kambodży lub nawet z Tajlandii (czego nie polecam). W cenę biletu zazwyczaj wliczony jest prom na wyspę,
- jeżeli przekraczacie granicę z Kambodżą to warto zabrać ze sobą zdjęcia paszportowe, które są potrzebne do wizy on-arrival (w razie czego można je zrobić na miejscu),
- w agencjach turystycznych, których mnóstwo rozlokowanych jest wzdłuż głównej ulicy można wykupić rejsy po Mekongu, przejazdy tuk tukiem w bardziej oddalone miejsca lub na sąsiednią wyspę Don Khon,
- baza noclegowa jest duża, miejscówki na zachód od przystani mają bardziej backpackersko-rozrywkowy charakter, strona wschodnia jest spokojniejsza. Jeżeli chcecie zostać nieco dłużej to warto zamieszkać w większej odległości od centrum lub na Don Khon,
- podobnie z jedzeniem, jest bardzo duży wybór miejsc oferujących posiłki, dobrej jakości i w dobrych cenach. Na Don Det nie było problemów z kuchnią wegetariańską, co w Laosie wcale nie jest takie oczywiste. Bardzo dobrą kolację jedliśmy w indyjskiej knajpce na zachód od przystani.
- bogatym źródłem wszelkich informacji o wyspie jest strona właściciela Baba guesthouse http://www.dondet.net/
Autobusy sypialne w Laosie: z Don Det do Vang Vieng
Kupując w Laosie bilet do ostatecznej destynacji należy liczyć się z częstymi przesiadkami i kilkugodzinnymi postojami w punktach tranzytowych. Tak ten system działa. Na przykład podróżując z Don Det do Wientian spędziliśmy aż 6 godzin w Pakse, w godzinach kiedy było najgoręcej, a prawie wszystkie sklepy/restauracje były zamknięte. W punkcie przesiadkowym można było skorzystać z toalety, usiąść i kupić coś zimnego do picia. My w tym czasie wybraliśmy się na spacer w trakcie którego zwiedziliśmy pobliską świątynię i pokręciliśmy się trochę po mieście. Nie było to samo centrum tylko peryferyjna dzielnica w pobliżu dworca autobusowego.
Zdecydowaliśmy się na podróż autobusem sypialnym, co z założenia miało być wygodne. Dodam jeszcze, że wykupiliśmy najdroższy autobus tzw. VIP. (za trasę Don Det- Pakse – Wietian zapłaciliśmy 230 000 kipów/os.). Dobrze wspominałam podróż takim środkiem lokomocji w Indonezji, na Sulawesi. W swojej naiwności myśleliśmy, że się wyśpimy. Najdłuższy odcinek drogi pomiędzy Pakse a Vientian realizowany był przez pojazd firmy Super Bus:). Jego wnętrze było oświetlone jak choinka, niestety był to jedyny przejaw luksusu. Szerokość łóżka przeznaczonego dla 2 osób wynosiła ok 60 cm, czyli podróżując we 2 osoby o europejskich gabarytach nie ma opcji żeby chociaż na chwilę położyć się na plecach. Podróżując w pojedynkę chyba jednak warto wykupić sobie 2 miejsca;).
Ale wąskie łóżka nie są najgorsze. Najgorsza jest klaustrofobia. Po chwilowym zamieszaniu udało nam się zamienić dolne łóżka na górne, więc było całkiem do wytrzymania. Natomiast kompletną masakrą są miejsca na podłodze na końcu autobusu, które mają nad sobą jakieś 60 góra 70 cm przestrzeni, a w tych ulokowanych najbardziej w tyłu nie ma możliwości wystawienia głowy dalej i zaczerpnięcia powietrza.
Poza tym w autobusie było dość czysto (nie dotyczy toalety) a klimatyzacja działała nie najgorzej. Potworne wyboje na drodze uniemożliwiały zaśnięcie choćby na chwilę.
Do Wientian dojechaliśmy planowo, następnie złapaliśmy transfer na inny dworzec autobusowy, z którego odjeżdżały busy do Vang Vieng.
Chiński pociąg w Laosie: Z Vang Vieng do Luang Prabang
Po podróży z Don Det do Wientian nasz zapał do przemieszczania się autobusami w Laosie nieco przygasł. W związku z tym realizując kolejny etap podróży zdecydowaliśmy się skorzystać z najszybszego możliwego środka, czyli linii kolejowej wybudowanej przez Chińczyków.
Pociąg z Vang Vien do Luang Prabang praktycznie:
- bilety pojawiają się w sprzedaży 2-3 dni wcześniej i szybko się wyprzedają,
- nam udało się kupić bilet dzień wcześniej, przez agencję (tak, trzeba było zostawić paszporty na parę godzin) za ok 17 USD za osobę,
- bilety można kupować również na dworcu (z wyprzedzeniem) lub od niedawna przez aplikację mobilną LCR, która wymaga laotańskiego numeru telefonu (to najtańsza opcja),
- podróż do Luang Prabang trwa niecałą godzinę, co w porównaniu z 10 godzinami potrzebnymi na odbycie podróży autobusem jest z pewnością warte rozważenia,
- należy pamiętać, że dworzec położony jest w odległości około 10 km od ścisłego centrum, w przypadku zakupu biletu w agencji cena zawiera transfer z hotelu na dworzec,
- na stację trzeba przyjechać ze sporym wyprzedzeniem, ponieważ na miejscu przechodzi się odprawę podobną do tej na lotnisku,
- druga klasa jest bardzo czysta i wygodna, na tak krótką podróż nie warto brać nic droższego,
- niestety pociąg prawie przez cały czas jedzie w tunelu, widoki za oknem trzeba sobie odpuścić,
- dworzec kolejowy w Luang Prabang jest sporo oddalony od centrum, ale na parkingu przed nim czeka mnóstwo busów. Podwożą wszystkich pasażerów po kolei pod wskazany adres.